środa, 27 lutego 2013

Bob Marley ;)

Witam wszystkich!!! 

Słońce za oknem, jest nadzieja, że nastanie wiosna!!! Dzisiejszy post nawet dla mnie jest zaskoczeniem. Dlaczego? Otóż dzisiaj będę pisała o Bobie Marleyu. Niby nic zaskakującego, ale... ja nie lubię reggae... Chociaż powiem Wam, że ta niechęć wynikała (tak, czas przeszły!) chyba z moich doświadczeń z tak zwanym "polskim reggae". Wawa muffin i tym podobne, nawet nie wiem jak się to pisze...

Dlatego teraz na pytanie - czy lubię reggae? Moja odpowiedź brzmiałaby - nie wiem. Boba lubię, ale ta cała reszta? To jakieś nieporozumienie. Od razu zaznaczam, że na reggae się nie znam absolutnie. Oceniam uszami. Moje spostrzeżenia są bardzo subiektywne, w związku z tym niech się nikt nie czuje urażony na moja krytykę Wawa coś tam ;)
 
O Bobie Marleyu słyszał każdy. Mi również jego postać zapadła w pamięć, ale jakoś nie wgłębiałam się w jego twórczość, ani tym bardziej w jego losy. Aż do dziś. Trochę o nim poczytałam. Marley zmarł na raka w 1981 roku. Co ciekawe, być może jego losy potoczyłyby się inaczej, gdyby zdecydował się na amputacje palca, w którym lekarze wykryli komórki rakowe. Marley stanowczo zabronił, aby przeprowadzono na nim tego typu zabieg. Poddał się za to terapii eksperymentalnej, która co prawda nie uchroniła go przed śmiercią, ale wydłużyła jego życie o sześć miesięcy.



Jego muzyka jest nieśmiertelna. I mówię to ja - osoba, która za reggae nie przepada ;) Zaprezentuję Wam kilka moich ulubionych (tak tak!) i chyba dobrze wszystkim znanych utworów:

  

czwartek, 14 lutego 2013

Yasmin Levy

Witam wszystkich muzykomaniaków.

Dzisiejszy post będzie poświęcony Yasmin Levy. W ostatnich dniach dopadł mnie jakiś melancholijny nastrój. W związku z tym, w połączeniu ze smutną zimową aurą, twórczość Yasmin Levy pasuje mi idealnie. Ta izraelska piosenkarka wykonuje muzykę sefaradyjską w duchu flamenco i śpiewa w języku izraelskich Żydów - ladino. Jednakże wprowadziła ona nieco nowoczesności, urozmaicając tradycyjna muzykę poprzez użycie takich instrumentów jak oud, fortepian, wiolonczela, a także skrzypce. Te muzyczne innowację potwierdzają tylko wielkość artystki i to, że jej muzyka nie jest jedynie odtwórczym wykonaniem piosenek, Yasmin Levy jest artystka przez duże "A". Mimo dość młodego wieku, artystka wydała już sześć albumów. Muzyką interesowała się już od najmłodszych lat, jako sześciolatka rozpoczęła naukę gry na fortepianie, a w wieku 20 lat miała już pewność, że śpiewanie jest tym, co chce robić w życiu. I na szczęście dopięła swego, musicie przyznać, że jej wkład w muzykę jest naprawdę nieoceniony. Jej muzyka porusza do szpiku kości, mimo iż nie rozumiem tekstu, czuję jej emocjonalne podejście do tego, co robi. Dla mnie jej piosenki są idealnym tłem w depresyjne dni.

Pierwszy album artystka wydała w 2004 roku. Wierni fani z pewnością wiedzą, że Yasmin koncertując odwiedza również nasz kraj. Ostatni raz odwiedziła nas całkiem niedawno - w styczniu tego roku. Miejmy nadzieję, że również wiosną ponownie u nas zawita. Koncert Yasmin Levy z pewnością jest wydarzeniem niezwykłym.


Dla zainteresowanych, polecam przesłuchanie kilku utworów:



poniedziałek, 4 lutego 2013

Prodigy

Witam poniedziałkowo.

Są takie zespoły (bądź wykonawcy), w których zakochujemy się jako małe dziewczynki. Jedne oddają swoje serce Backstreet Boysom, inne Metallice. Jeszcze inne wielbią Scootera lub Kelly Family. A w kim zakochała się mała Evcia? Mała Evcia zakochała się w grupie Prodigy. I ta miłość trwa po dziś dzień (nie pytajcie ile to już lat, bo wyjdę na staruszkę). Moja miłość zaczęła się od ujrzenia w telewizji ich teledysku do piosenki "Breath". Z pozoru straszny ;) Najogólniej rzecz ujmując tworzą muzykę elektroniczną. Z pewnością nie jest to jakaś tam techniawa. Chłopcy (no co, przecież to są chłopcy ;D) włączają w swoja muzykę przeróżne style - rave, hardcore techno, electronic rock, industrial, a także punkową ekspresję wokalną. I chociaż ich muzyka przez te wszystkie lata ewoluowała, mój stosunek do ich twórczości jest niezmienny :) Z chęcią wracam do ich muzyki.


I chociaż zespół został założony w 1989 roku, wciąż możemy go podziwiać. Jego obecni członkowie to Keith Flint, Liam Howlett oraz Maxim Reality. Chyba najbardziej charakterystyczną postacią jest Keith:


To oczywiście nie jest aktualna fota, ale właśnie takiego Keitha pamiętam z czasów mojej nazwijmy to młodości. Również Maxim Reality zapadł w moją pamięć.


Dla zainteresowanych polecam kilka moich "naj" utworów:




I mogłabym wrzucić jeszcze kilka filmików, ale na tym poprzestanę. Cóż moi mili, o gustach zwykło się nie dyskutować. Przerabiałam w swoim życiu przeróżne gatunki muzyczne, a zespół Prodigy bez wahania włożyłabym do szuflady z napisem "Tej części mojej przeszłości wcale się nie wstydzę!" ;). Właśnie siedzę sobie ze słuchawkami na uszach i nucę "No good". Wzruszyłam się. Zespół Prodigy to moje wspomnienia z dzieciństwa. Latka lecą, a ja wciąż ich kocham :) Mam nadzieje, że spora rzesza blogowiczów podziela moje zdanie :)